5. Płomienie
Była noc. Promienie księżyca wpadały przez stare, zniszczone okna. Opuszczony magazyn był wielki i ciemny. Panowała absolutna cisza, ale on wiedział, że nie jest sam. Czuł, że patrzy na niego tysiące oczu. Stał przy starych kontenerach, a światło księżyca oświetlało jego twarz. Mężczyzna przejechał powoli ręką po długiej, blond brodzie. Był niewysoki, miał na sobie długi płaszcz z czarnej skóry, spodnie od garnituru i pantofle. Jego tors opleciony był pasami, trzymały one na jego plecach wielką, zdobioną glyphami księgę. Mężczyzna w średnim wieku sięgnął do kieszeni i wyciągnął papierosa i zapalniczkę. Zapalił, puszczając chmurę dymu po pierwszym wdechu. -Gdzie ona jest? - Zapytał mężczyzna. -Ona? - Odezwał się kobiecy głos. -Nie udawaj głupiej. Dobrze wiesz o kogo mi chodzi. Gdzie jest dziewczyna? -Wchodzisz do mojego domu i obrażasz mnie. - Coś poruszyło się w ciemnościach. - Dlaczego miałabym udzielić ci odpowiedzi człowieku? -Bo tak będzie dla ciebie lepiej...