2. Prześladowca
Śledził ją. Czuła, że jest obserwowana. Człowiek z kapturem na głowie szedł za nią od dłuższego czasu. Starała się nie odwracać, nie dać po sobie tego poznać, ale czuła strach, a na ulicy nie było nikogo oprócz nich. Dochodzący do niej odgłos kroków rozlegający się za jej plecami sprawiał, że ciarki przechodziły jej po plecach. To samo tempo, czyli nie chce jej dogonić.
Słońce zachodziło, ludzie po dniu spędzonym w pracy już dawno odpoczywali w domach, dzień jak co dzień. Aris chowała twarz w różowy szalik owinięty wokół szyi, a wiatr podwiewał jej szary płaszcz. Nie spodziewała się, że może stać się coś dziwnego, coś, co przewróci jej życie do góry nogami.
Dziewczyna była pewna, że idący za nią człowiek czegoś od niej chce. To nie pierwszy raz, gdy go widzi. Od kilku miesięcy go widuje, z daleka. Zazwyczaj stoi i patrzy, obserwuje, a gdy Aris się do niego zbliża ten nagle znika, kiedy się chociaż na chwilę obróci. Jak cień. Nawet nigdy nie widziała jego twarzy, zawsze jest zakryta. Teraz jest inaczej, podąża za nią z premedytacją. Czy chce jej zrobić krzywdę? Nie wiedziała, ale była przerażona.
Rozległ się krzyk dziecka. Aris zamurowało. Przystanęła i rozejrzała się. Odgłosy dochodzą z podziemnego parkingu, do którego wejście znajdowało się zaraz obok niej.
Z deszczu pod rynnę. Nie wiedziała co zrobić. Nie mogła tego tak zignorować, ale zapuszczenie się w to ciemne miejsce raczej nie było mądrym pomysłem, na dodatek ten śledzący ją mężczyzna. Zebrała się w sobie i obróciła się. Znowu to samo, jak zawsze. Mężczyzna zniknął, nie było po nim śladu. Po prostu się ulotnił.
Dziewczyna wzięła głęboki oddech i ruszyła szybkim krokiem na parking. Nie wiedziała czy pcha ją tam odwaga, czy głupota, ale nie mogła być obojętna na krzyk dziecka.
Gdy znalazła się w środku, wszystko ucichło. Panowała cisza, w której było coś dziwnego. Sam parking był słabo oświetlony. Większość świateł na suficie nie działała, a kilka z nich mrugało co jakiś czas. Ściany i auta były w dziwny sposób poobijane, jakby ktoś specjalnie je zdewastował.
Aris tym razem usłyszała dziwny rechot. Nie brzmiało to, jak dziecko. Coś przemknęło między autami, a dziewczyna tak się przestraszyła, że odskoczyła do ściany. Poczuła coś lepkiego. Na ścianie była jakaś dziwna wydzielina.
-Chochlik.
Aris obróciła się gwałtownie. Stał na aucie po drugiej stronie parkingu z rękoma w kieszeniach. Ten sam mężczyzna, który za nią podążał. Miał na sobie ciemne jeansy, pod rozpiętą, czarną, skórzaną kurtką dało się zauważyć białą koszulkę, a głowę zakrywał mu kaptur.
-C-co takiego? - Głos dziewczyny zadrżał.
-Demon. Chochlik.- Mężczyzna kucnął.
Aris zaczęła się nerwowo rozglądać.
-Już go tu nie ma. - Człowiek w kapturze wskazał na kratę w ścianie. - Uciekł przez szyb wentylacyjny. Nie przejmuj się nim, sam w sobie nie jest groźny, ale swoimi sztuczkami potrafi zwabiać ludzi. Jest padlinożercą, czyli w skrócie dałaś się wciągnąć w pułapkę. - Rozległ się potworny ryk. - O właśnie! Chyba się obudził. - Powiedział to jakby podekscytowany.
Nieopodal Aris coś poruszyło się w nieoświetlonej części parkingu. To coś było wysokie na około dwa i pół metra, sunęło powoli w stronę dziewczyny, zbliżając się do źródła światła. Aris serce zamarło ze strachu, gdy jej oczu ukazało się dziwne, wielkie stworzenie z rogami na głowie. Było zgarbione, podpierało się masywnymi rękoma i poruszało się trochę jak goryl. Na podłużnej paszczy błyszczały żółte oczy.
Potwór zaryczał ponownie i zaszarżował, uderzając w jedno z aut z taką siłą, że poleciało prosto na Aris. Ta zaskoczona odruchowo skuliła się pod ścianą i zamknęła oczy. Usłyszała trzask, ale nic nie poczuła. Powoli otworzyła oczy i ujrzała tego samego tajemniczego mężczyznę. Jedną ręką podpierał się o ścianę, a drugą trzymał samochód, który przed chwilą miał ją zmiażdżyć. Ściana pokruszyła się, a samo auto wgniotło od siły uderzenia. Na jego ustach malował się połowiczny, pewny siebie uśmieszek.
Aris wytrzeszczyła oczy. Jak on tak szybko się tu znalazł? Był po drugiej stronie pomieszczenia, nie możliwe, żeby zdążył tu przybiec w ciągu tej chwili. I jak na miłość Stwórcy zdołał zatrzymać to auto? Kim był ten człowiek?
-Pozwól, że ja się nim zajmę, a ty się nie wychylaj. - Powiedział mężczyzna i wyszedł zza auta, aby zwrócić uwagę demona na siebie.
Bestia zmierzyła go wzrokiem i tak jakby przez chwilę się zawahała. Tajemniczy człowiek rozpostarł ramiona i wyprostował się.
-Zatańczmy. - Na jego ustach znowu zagościł uśmieszek.
Bestia zawyła i ruszyła wprost na niego. Mężczyzna uniknął potwora, uchylając się w taki sposób, że łapa monstrum prawie musnęła jego głowę, po czym wpadła na samochody. Gdy potwór chciał wstać, człowiek był już przy nim. Aris przyglądała się wszystkiemu zza auta, które on wcześniej zatrzymał i nie potrafiła wytłumaczyć tego co widzi, ale jej wcześniejszy prześladowca poruszał się z prędkością, z jaką nie mógł poruszać się żaden człowiek. W jednej chwili znalazł się kilka metrów dalej, przy bestii, która, gdy tylko podniosła głowę, musiała przyjąć kopnięcie mężczyzny, które było tak potężne, że wyrzuciło potwora w powietrzę i cisnęło nim w ścianę.
Nagle, za tajemniczym człowiekiem, rozbłysło fioletowe światło, które oślepiło na chwilę Aris. Gdy znowu mogła widzieć, ujrzała dziwne rozdarcie jakby w powietrzu. Z rozdarcia wystawała jeszcze jedna łapa, taka jak tego samego potwora, który leżał teraz bezsilny pod ścianą. Trzymała mężczyznę za szyję. Musiała coś zrobić. Rozejrzała się w poszukiwaniu czegokolwiek, co jej pomoże. Przy aucie leżał odłamany kawałek zderzaka od zdewastowanego auta. Wybiegła ze swojego schronienia i chwyciła prowizoryczną broń. Podbiegła do potwora i wbiła ją w jego bok. Ryk bestii sprawił, że padła na ziemię, ale osiągnęła cel, to coś puściło mężczyznę, który szybko złapał oddech, doskoczył do szalejącego z bólu potwora i przebił go gołą ręką. Aris robiło się ciemno przed oczami, ale była pewna, że widziała jakieś czerwone światło oplatające dłoń mężczyzny przed uderzeniem.
Dziewczyna leżała na ziemi, nie miała siły wstać. Ten dziwny osobnik wyciągnął z kieszeni szmatkę i wytarł dłoń, po czym spojrzał na dziewczynę. Zbliżył się do niej i kucnął.
-Poradziłbym sobie, ale muszę przyznać, że jesteś odważna. - Spuścił wzrok na jej szyję, którą okrywał różowy szal, po czym znowu spojrzał jej w oczy. - Dziękuję.
Mężczyzna zdjął kaptur. W końcu Aris mogła mu się przyjrzeć. Najbardziej jej spojrzenie przykuły białe włosy, krótko ścięte, ale nie za krótko, z małą grzywką. Był w młodym wieku, dwadzieścia parę lat, a jego twarz przyozdabiała blizna przechodząca przez lewe oko. Patrzył Aris prosto w oczy, miał brązowe źrenice. Przez to spojrzenie czuła się... niekomfortowo, peszyło ją to.
-Jestem Domen. Domen Blake. Łowca demonów.
Wyciągnął do dziewczyny dłoń, a na jego twarzy zagościł szczery uśmiech, inny niż poprzednio, teraz dało się od niego poczuć dobro. Niestety dziewczynie wzrok przysłoniły czarne plamy, a później był mrok. Zemdlała.
Słońce zachodziło, ludzie po dniu spędzonym w pracy już dawno odpoczywali w domach, dzień jak co dzień. Aris chowała twarz w różowy szalik owinięty wokół szyi, a wiatr podwiewał jej szary płaszcz. Nie spodziewała się, że może stać się coś dziwnego, coś, co przewróci jej życie do góry nogami.
Dziewczyna była pewna, że idący za nią człowiek czegoś od niej chce. To nie pierwszy raz, gdy go widzi. Od kilku miesięcy go widuje, z daleka. Zazwyczaj stoi i patrzy, obserwuje, a gdy Aris się do niego zbliża ten nagle znika, kiedy się chociaż na chwilę obróci. Jak cień. Nawet nigdy nie widziała jego twarzy, zawsze jest zakryta. Teraz jest inaczej, podąża za nią z premedytacją. Czy chce jej zrobić krzywdę? Nie wiedziała, ale była przerażona.
Rozległ się krzyk dziecka. Aris zamurowało. Przystanęła i rozejrzała się. Odgłosy dochodzą z podziemnego parkingu, do którego wejście znajdowało się zaraz obok niej.
Z deszczu pod rynnę. Nie wiedziała co zrobić. Nie mogła tego tak zignorować, ale zapuszczenie się w to ciemne miejsce raczej nie było mądrym pomysłem, na dodatek ten śledzący ją mężczyzna. Zebrała się w sobie i obróciła się. Znowu to samo, jak zawsze. Mężczyzna zniknął, nie było po nim śladu. Po prostu się ulotnił.
Dziewczyna wzięła głęboki oddech i ruszyła szybkim krokiem na parking. Nie wiedziała czy pcha ją tam odwaga, czy głupota, ale nie mogła być obojętna na krzyk dziecka.
Gdy znalazła się w środku, wszystko ucichło. Panowała cisza, w której było coś dziwnego. Sam parking był słabo oświetlony. Większość świateł na suficie nie działała, a kilka z nich mrugało co jakiś czas. Ściany i auta były w dziwny sposób poobijane, jakby ktoś specjalnie je zdewastował.
Aris tym razem usłyszała dziwny rechot. Nie brzmiało to, jak dziecko. Coś przemknęło między autami, a dziewczyna tak się przestraszyła, że odskoczyła do ściany. Poczuła coś lepkiego. Na ścianie była jakaś dziwna wydzielina.
-Chochlik.
Aris obróciła się gwałtownie. Stał na aucie po drugiej stronie parkingu z rękoma w kieszeniach. Ten sam mężczyzna, który za nią podążał. Miał na sobie ciemne jeansy, pod rozpiętą, czarną, skórzaną kurtką dało się zauważyć białą koszulkę, a głowę zakrywał mu kaptur.
-C-co takiego? - Głos dziewczyny zadrżał.
-Demon. Chochlik.- Mężczyzna kucnął.
Aris zaczęła się nerwowo rozglądać.
-Już go tu nie ma. - Człowiek w kapturze wskazał na kratę w ścianie. - Uciekł przez szyb wentylacyjny. Nie przejmuj się nim, sam w sobie nie jest groźny, ale swoimi sztuczkami potrafi zwabiać ludzi. Jest padlinożercą, czyli w skrócie dałaś się wciągnąć w pułapkę. - Rozległ się potworny ryk. - O właśnie! Chyba się obudził. - Powiedział to jakby podekscytowany.
Nieopodal Aris coś poruszyło się w nieoświetlonej części parkingu. To coś było wysokie na około dwa i pół metra, sunęło powoli w stronę dziewczyny, zbliżając się do źródła światła. Aris serce zamarło ze strachu, gdy jej oczu ukazało się dziwne, wielkie stworzenie z rogami na głowie. Było zgarbione, podpierało się masywnymi rękoma i poruszało się trochę jak goryl. Na podłużnej paszczy błyszczały żółte oczy.
Potwór zaryczał ponownie i zaszarżował, uderzając w jedno z aut z taką siłą, że poleciało prosto na Aris. Ta zaskoczona odruchowo skuliła się pod ścianą i zamknęła oczy. Usłyszała trzask, ale nic nie poczuła. Powoli otworzyła oczy i ujrzała tego samego tajemniczego mężczyznę. Jedną ręką podpierał się o ścianę, a drugą trzymał samochód, który przed chwilą miał ją zmiażdżyć. Ściana pokruszyła się, a samo auto wgniotło od siły uderzenia. Na jego ustach malował się połowiczny, pewny siebie uśmieszek.
Aris wytrzeszczyła oczy. Jak on tak szybko się tu znalazł? Był po drugiej stronie pomieszczenia, nie możliwe, żeby zdążył tu przybiec w ciągu tej chwili. I jak na miłość Stwórcy zdołał zatrzymać to auto? Kim był ten człowiek?
-Pozwól, że ja się nim zajmę, a ty się nie wychylaj. - Powiedział mężczyzna i wyszedł zza auta, aby zwrócić uwagę demona na siebie.
Bestia zmierzyła go wzrokiem i tak jakby przez chwilę się zawahała. Tajemniczy człowiek rozpostarł ramiona i wyprostował się.
-Zatańczmy. - Na jego ustach znowu zagościł uśmieszek.
Bestia zawyła i ruszyła wprost na niego. Mężczyzna uniknął potwora, uchylając się w taki sposób, że łapa monstrum prawie musnęła jego głowę, po czym wpadła na samochody. Gdy potwór chciał wstać, człowiek był już przy nim. Aris przyglądała się wszystkiemu zza auta, które on wcześniej zatrzymał i nie potrafiła wytłumaczyć tego co widzi, ale jej wcześniejszy prześladowca poruszał się z prędkością, z jaką nie mógł poruszać się żaden człowiek. W jednej chwili znalazł się kilka metrów dalej, przy bestii, która, gdy tylko podniosła głowę, musiała przyjąć kopnięcie mężczyzny, które było tak potężne, że wyrzuciło potwora w powietrzę i cisnęło nim w ścianę.
Nagle, za tajemniczym człowiekiem, rozbłysło fioletowe światło, które oślepiło na chwilę Aris. Gdy znowu mogła widzieć, ujrzała dziwne rozdarcie jakby w powietrzu. Z rozdarcia wystawała jeszcze jedna łapa, taka jak tego samego potwora, który leżał teraz bezsilny pod ścianą. Trzymała mężczyznę za szyję. Musiała coś zrobić. Rozejrzała się w poszukiwaniu czegokolwiek, co jej pomoże. Przy aucie leżał odłamany kawałek zderzaka od zdewastowanego auta. Wybiegła ze swojego schronienia i chwyciła prowizoryczną broń. Podbiegła do potwora i wbiła ją w jego bok. Ryk bestii sprawił, że padła na ziemię, ale osiągnęła cel, to coś puściło mężczyznę, który szybko złapał oddech, doskoczył do szalejącego z bólu potwora i przebił go gołą ręką. Aris robiło się ciemno przed oczami, ale była pewna, że widziała jakieś czerwone światło oplatające dłoń mężczyzny przed uderzeniem.
Dziewczyna leżała na ziemi, nie miała siły wstać. Ten dziwny osobnik wyciągnął z kieszeni szmatkę i wytarł dłoń, po czym spojrzał na dziewczynę. Zbliżył się do niej i kucnął.
-Poradziłbym sobie, ale muszę przyznać, że jesteś odważna. - Spuścił wzrok na jej szyję, którą okrywał różowy szal, po czym znowu spojrzał jej w oczy. - Dziękuję.
Mężczyzna zdjął kaptur. W końcu Aris mogła mu się przyjrzeć. Najbardziej jej spojrzenie przykuły białe włosy, krótko ścięte, ale nie za krótko, z małą grzywką. Był w młodym wieku, dwadzieścia parę lat, a jego twarz przyozdabiała blizna przechodząca przez lewe oko. Patrzył Aris prosto w oczy, miał brązowe źrenice. Przez to spojrzenie czuła się... niekomfortowo, peszyło ją to.
-Jestem Domen. Domen Blake. Łowca demonów.
Wyciągnął do dziewczyny dłoń, a na jego twarzy zagościł szczery uśmiech, inny niż poprzednio, teraz dało się od niego poczuć dobro. Niestety dziewczynie wzrok przysłoniły czarne plamy, a później był mrok. Zemdlała.
Komentarze
Prześlij komentarz