5. Płomienie
Była noc. Promienie księżyca wpadały przez stare, zniszczone okna. Opuszczony magazyn był wielki i ciemny. Panowała absolutna cisza, ale on wiedział, że nie jest sam. Czuł, że patrzy na niego tysiące oczu. Stał przy starych kontenerach, a światło księżyca oświetlało jego twarz. Mężczyzna przejechał powoli ręką po długiej, blond brodzie. Był niewysoki, miał na sobie długi płaszcz z czarnej skóry, spodnie od garnituru i pantofle. Jego tors opleciony był pasami, trzymały one na jego plecach wielką, zdobioną glyphami księgę. Mężczyzna w średnim wieku sięgnął do kieszeni i wyciągnął papierosa i zapalniczkę. Zapalił, puszczając chmurę dymu po pierwszym wdechu.
-Gdzie ona jest? - Zapytał mężczyzna.
-Ona? - Odezwał się kobiecy głos.
-Nie udawaj głupiej. Dobrze wiesz o kogo mi chodzi. Gdzie jest dziewczyna?
-Wchodzisz do mojego domu i obrażasz mnie. - Coś poruszyło się w ciemnościach. - Dlaczego miałabym udzielić ci odpowiedzi człowieku?
-Bo tak będzie dla ciebie lepiej. - Wziął kolejny wdech.
-Jeszcze mi grozisz? Zajeżdżę cię jednym ruchem.
-Nawet nie zdążysz wykonać ruchu.
Cisza. Czuł je. Wiły się w ciemnościach. W kątach i miejscach, w których ich nie widać. Ciarki przechodziły na samą myśl. Nie może się teraz wycofać, musi się czegoś dowiedzieć, a zresztą nie wypuszczą go. Nie żywego.
-Śmiały z ciebie człek. Może zaproszę cię na kolacje? Moje dzieci dawno nie jadły i ciężko je utrzymać z dala od mięsa.
Zaczęły wypełzać z ciemności na swoich ośmiu odnóżach. Spod dachu i z przyciemnionych zakamarków magazynu wychodziły pająki wielkości kota. Były ich setki, dosłownie zalewały pomieszczenie brnąc do mężczyzny stojącego na środku. Ten nagle wyrzucił papierosa, który nim dotknął podłogi zajął się ogniem. Płomień unosił się w powietrzu, wydłużył się i owinął wokół mężczyzny niczym wąż. Pająki gwałtownie zatrzymały się. Blask ognia rozjaśnił pomieszczenie, wtedy ją zobaczył. Stała na ścianie przed nim. Jej górna połowa, do pasa, była kobieca, a zamiast nóg miała odwłok i cztery pary odnóży. Na jej głowie błyszczało sześcioro oczu. Z wielkiej paszczy, z której toczyła się ślina, wystawały ogromne, ostre zęby. Mężczyzna nawet się nie wzruszył na widok paskudnego stworzenia. Najwyraźniej był przygotowany na to, co zobaczy albo widział już inne potwory.
-Czarna magia? - Zdziwiła się.
-Nie mam zamiaru się z tobą bawić demonie. Gdzie ona jest?!
Potwór wydał z siebie piskliwy okrzyk, na który pająki zareagowały od razu, rzucając się na maga. Płomień w jednej chwili połączył się, tworząc okrąg wokół mężczyzny. Gdy ten machnął ręką ogień rozszerzył się i zalał pomieszczenie w postaci fali spopielając pająki, ale nie tknął matki.
-Moje dzieci!
Demon był zszokowany, zamurowało go. Od kilku lat polował w tych rejonach na ludzi. Założył sobie tu gniazdo, które przestało istnieć w jednej chwili.
-Zapytam ostatni raz po dobroci. - Odezwał się mag. - Gdzie jej szukać?
-Nic ci nie powiem człowieku! Jam jest Arachne. Nie pokona mnie byle mag!
Mężczyzna podniósł prawą rękę. Wokół jego nadgarstka pojawił się płomień w postaci bransolety, a klejnot na księdze zabłysł na pomarańczowo. W tej chwili, po prawej stronie demona, otworzyła się wyrwa, z której wystrzelił ogień w postaci wielkiej łapy, która złapała Arachne. Demon z bólu zaczął wydawać z siebie piskliwe okrzyki.
-Nie jestem zwykłym magiem. Jestem Mailo z rodu Ignis.
Demon powstrzymał się od krzyków i osłupiały spojrzał na mężczyznę.
-Mistrz? Co ty tu...?
Mag podniósł drugą rękę, a Arachne złapała druga demoniczna łapa.
-Gdzie jest dziewczyna?!- krzyknął Mailo.
-S-szukaj w miejscu gdzie czas nie ma... znaczenia, a przestrzeń nie... istnieje.
Mężczyzna opuścił dłonie, a dwie wyrwy się zamknęły puszczając demona. Arachne miała wypalone ślady na skórze. Opadła na ziemię. Nie była w stanie wstać.
Mailo odwrócił się i wyszedł z magazynu. W porcie Sleaford małe fale rozbijały się o betonowe umocnienia. Morze było raczej spokojne, a powietrze wilgotne.
Mężczyzna wyciągnął raz jeszcze papierosa i zapalniczkę. Przyłożył papierosa do ust, a gdy go zapalił, zapalniczkę rzucił za siebie. Wpadła przez okno do magazynu.
-Wybacz, ale muszę to zrobić.
Nagle coś w magazynie wybuchło, a płomienie buchnęły przez okna i drzwi. Mailo stał dalej nie wzruszony, paląc papierosa i patrząc na morze przy pełni księżyca...
Komentarze
Prześlij komentarz